Messerschmitt Bf 109 z Królewioka

Poważne działania wojenne ominęły Chwałowice tak w roku 1939 jak i w 1944. Ciężko dziś dopatrzyć się śladów wydarzeń wojennych w naszej miejscowości, czas zaciera ślady. A jednak i tutaj „coś się działo”. Przenieśmy się do zimy roku 1944. Do granic Śląska zbliżała się niepowstrzymana Armia Czerwona. Czołgi i żołnierze rosyjscy byli jeszcze daleko, lecz samoloty rosyjskie zapuszczały się głęboko na terytorium niemieckie w poszukiwaniu niedobitków niemieckich sił powietrznych Luftwaffe. Nieliczne niezniszczone jeszcze niemieckie samoloty pojawiały się nad śląskim niebem rzadko. Były to loty patrolowe, lub w celu udzielenia wsparcia walczącym wojskom lądowym. Jeden z takich lotów zakończył się tragicznie na terenie Chwałowic.  

Choć katastrofę zapamiętało wielu mieszkańców, przez lata pamięć o tym wydarzeniu zacierała się. Historia dostawała rumieńców, można było usłyszeć, że to kiedyś spadł w lesie amerykański samolot. Pilot wyskoczył, ale złapali go niemieccy żołnierze. Inni twierdzili, że to strącony przez niemieckiego asa w powietrznej walce radziecki myśliwiec. Jedno było pewne. Las zwany „Królewiokiem” krył tajemnicę katastrofy jakiegoś samolotu. Jedna z mieszkanek tzn. „Brzezin”, pani Smołka, opowiedziała ze szczegółami przebieg wydarzeń, i dokładnie wskazała miejsce upadku samolotu. Prawdziwość relacji potwierdziły znaleziska we wskazanym miejscu. Ściółka leśna w miejscu upadku samolotu, naszpikowana jest aluminiowymi blachami. Pomiędzy szczątkami poszycia, odnaleziono wiele elementów silnika, wężyki, przewody, zegary znajdujące się na wyposażeniu kokpitu. Na podstawie znalezisk udało się ustalić typ rozbitego samolotu. Był to Messerschmitt Bf 109 G-6. 

Messerschmitt BF 109 G6

Zimą 1944 roku niemiecki myśliwiec odbywał najprawdopodobniej lot patrolowy. Mógł zostać strącony przez samolot radziecki. Prawdopodobne jednak jest ostrzelanie omyłkowo przez własną, artylerię przeciwlotniczą w okolicach Gliwic. Wskazują na to niemieckie raporty dotyczące strat lotnictwa, w tym rejonie. Myśliwiec, prowadzony przez młodego pilota, ciągnąc za sobą długą smugę dymu rozbił się o ziemię. Obecnie miejsce upadku samolotu pokryte jest gęstym lasem, w czasie wojny rósł tam tylko mały zagajnik. Ryk  samolotowego silnika wyciągnął z domów okoliczną ludność. Widząc na horyzoncie unoszący się dym z rozbitego myśliwca, mieszkańcy podążyli na miejsce katastrofy. 

Miejsce upadku samolotu na zdjęciu satelitarnym. Widoczna budowa drogi Rybnik-Racibórz, przecinająca las „Królewiok”.

Pomiędzy ściętymi drzewami i dymiącymi elementami maszyny, ludzie szukali pilota, by nieść mu pomoc. Na pomoc było już za późno. Ciało, a raczej jego szczątki młodego pilota znajdowało się daleko po za resztkami kokpitu. Młodego myśliwca złożono jeszcze tego samego dnia do naprędce zbitej skrzyni i pochowano opodal miejsca katastrofy. Dokumenty znalezione przy pilocie świadczyły o jego austryjackim pochodzeniu. Papiery zabrał ktoś z okolicznych mieszkańców. Kilka dni po wypadku odebrali je niemieccy żołnierze przybyli, by zbadać miejsce upadku samolotu. Sam wrak był systematycznie rozmontowywany przez tubylców. Z kupy złomu jaki przedstawiał rozbity samolot, ludzka pomysłowość robiła użytek przez wiele lat. Do legendy należą opowieści o taczce z kołem pochodzącym z owego samolotu ( kompletny absurd z racji rozmiarów koła od BF-109 ). Do dziś na okolicznych składach złomu co jakiś czas pojawiają się większe lub mniejsze kawałki charakterystycznej samolotowej blachy, którą ktoś wyciągnie z chlewika albo szopki.  

Krzyż stojący w miejscu pierwotnego pochówku pilota rozbitego samolotu.

W lesie znaleźć można mały betonowy krzyż, oznaczający miejsce pochówku tragicznie zmarłego pilota. Jest to już tylko symbol, gdyż samo ciało w kilka lat po wojnie ekshumowano i przeniesiono na cmentarz. Niestety ciężko stwierdzić gdzie trafił „chwałowicki” pilot. Czy na chwałowicki cmentarz? Czy może gdzieś dalej na nekropolie wojskowe. Przy betonowym krzyżu w środku lasu, zawsze znaleźć można znicze. To oznacza, że ktoś pamięta, o człowieku… o historii…  

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *