Chwałowice miały swoja wielką gospodę. Przybytek tego typu miał rację bytu na początku wieku, gdy powstała kopalnia Donnersmarck. Napływ nowych mieszkańców, setki pracowników kopalni, tworzyły popyt na wyszynk. Przecież od początku istnienia górnictwa, górnik po ciężkiej pracy chciał napić się zimnego piwa.
I tak w 1912 roku Emanuel Kuczera przy ulicy Kupieckiej wybudował sporej wielkości budynek, mieszczący dwupiętrowy dom mieszkalny z restauracją oraz wielką salą. Powstałą gospodę nazwał „Gasthaus zum Gardestern”, co tłumaczy się jako „Gwiazda Gwardyjska”. Nazwa wzięła się z resentymentów Emanuela Kuczery wobec swojej służby w honorowej gwardii cesarza Wilhelma II.
Lokal nie był tylko zwykłą pijalnia piwa. Serwowano nie tylko dobre piwo i jedzenie. Z racji posiadania sali którą można było wykorzystywać do różnorakich celów, miejsce stało się czymś w rodzaju lokalnego ośrodka kultury. Odbywały się w jego murach zabawy, wesela, biesiady i spotkania różnych towarzystw i grup. Na scenie, sztuki wystawiały lokalne grupy teatralne, śpiewały chóry i zespoły muzyczne.
Gospoda Kuczery była również forum na którym spotykały się rozmaite ugrupowania polityczne. To tutaj zbierali się strajkujący przed I wojną górnicy walczący o lepsze warunki pracy. Szybko ukrócono robotnicze wiece drogą urzędową. Przysłowie głosi, że w razie potrzeby odpowiedni paragraf się znajdzie. Naczelnik urzędu okręgowego Mueller, zmusił grupy robotników do zaniechania spotkań w sali Kuczery, ze względu na normy techniczne których budynek rzekomo nie spełniał. Chodziło o to, że drzwi sali nie otwierały się na zewnątrz, co miało stwarzać zagrożenie podczas ewakuacji dużej grupy ludzi. Pomimo różnych perypetii sala wciąż była miejscem spotkań chwałowickiego społeczeństwa. To tutaj głos zabierali agitatorzy i lokalni politycy. Szczególnie burzliwy pod tym względem był okres plebiscytu przeprowadzonego w 1921 roku.
Po drugiej wojnie światowej knajpa zaczęła podupadać. Nastał nieprzyjazny prywatnym biznesom czas gospodarki centralnie sterowanej. Wysokie podatki i utrudnienia mnożone przez urzędy zmusiły właścicieli do oddania budynku w ajencję państwu. W dobrej i szanowanej niegdyś restauracji powstała zwyczajna speluna, znana i pamiętana do dziś pod nazwą „Bar Ludowy”. Salę imprezową zamieniono na magazyn meblowy. Z rzadka tylko odbywały się tu malutkie imprezy kulturalne, lub przyjeżdżało kino objazdowe.
Wegetacja trwała aż do feralnej nocy z 4 na 5 lipca 1985 roku, kiedy to w budynku wybuchł pożar. Ogień był tak intensywny, że w mieszkaniach pobliskich bloków od żaru pękały szyby. Pożar gasiło ponad dwadzieścia wozów strażackich z trzech województw. Walka z ogniem była nieskuteczna, budowla nadawała się tylko do rozbiórki. Przyczyny pożaru nie są do końca znane, a jedna z hipotez głosi iż było to celowe podpalenie.
Tekst na podstawie artykułu Piotra Pawlasa